Epoka człowieka rozłupanego

Jeszcze kilkanaście lat temu tryumfowało w społeczeństwie przekonanie, że "czy się stoi, czy się leży kilkaset złotych się należy", a wyższe wykształcenie było czymś na wagę złota. Pracy aż tak bardzo szukać nie trzeba było, przychodziła do człowieka ot tak sobie. Praca po prostu była i nie dość, że była, to jeszcze na miejscu.  8 godzin pracy i do domu.

A dziś? Dziś (w czasie kryzysów i wyzysku) pracuje się za marne pieniądze, często daleko od miejsca zamieszkania, skazując siebie na pełną zależność od kaprysów PKP, rozkładu jazdy pociągów lub ewentualnie od korków na drodze. Więc 2 godziny dojazdu do pracy, 8 godzin (w optymistycznym wariancie) w pracy i 2 godziny powrotu do domu. Jest tylko jedno "ale" - musimy mieć co najmniej wykształcenie wyższe (mile widziane w kilku dziedzinach), znać 2 języki obce - nawet jeśli, ani razu nie będziemy mieli możliwości użyć w pracy obcego słowa (jeden może być w stopniu średnio zaawansowanym - może pracodawca przymknie oko), posiadać kilkuletnie doświadczenie, znać się na prawie wszystkim (tu przykład z życia - poszukiwany tester (osoba testująca oprogramowanie) ze znajomością programowania  z wykształceniem farmaceutycznym - zauważacie tu coś nienormalnego?)  i być w pełni dyspozycyjnym (to nic, że doba ma tylko 24 godziny). Aha, no i musimy umiejętnie przeszukiwać portale ogłoszeniowe.

Lekko to wszystko obsesyjne. I po co nam była ta cała ewolucja i cywilizacja? Moglibyśmy sobie teraz spokojnie polować na mamuty, palić ogniska, nie mierzyć czasu, nie chorować na AH1N1 i cieszyć się wielką ludzką wspólnotą. A tak - rozłupano nas - zamiast kamienia i "za krótkie są długie weekendy".

5 komentarze:

Latarnik pisze...

Coś w tym jest, że ewolucja potoczyła kamienie naszych umysłów w taką a nie inną stronę :) Ja mam prace na miejscu, do domu 10 minut piechotką, 8 godzin... Tylko pensja raczej bez rewelacji, ale i z tym dajemy sobie radę :) No i satysfakcja z pracy niekoniecznie taka, jak powinna być - wolałbym pracować gdzie indziej.

iw pisze...

Witaj Magda!
Czy czuję się rozłupana? Trochę na pewno tak. Z jednej strony samodzielna, z drugiej obciążona również czasem nadmiernie obowiązkami. Na szczęście nie muszę szukać pracy!
Bo akurat na swoją pracę nie narzekam, chociaż mogłoby być lepiej, jeżeli chodzi o środki zostające na koncie :). Przeważnie też mogę pracować w domu, co bardzo, ale to bardzo sobie cenię!
Niestety w przyszłym tygodniu czeka mnie jazda po mieście, już się tego obawiam.
Pozdrawiam!

Magdo, osiem godzin jest pyłkiem, pamiętajmy, że zostało nam jeszcze 16:)))

Latarnik: to troszkę Ci zazdroszczę tej pracy w miejscu zamieszkania

iw: praca w domu to dla mnie luksus wprost (bezskutecznie próbuję odnaleźć ogłoszenia proponujące tego typu pracę)

Holden: przemówi teraz przeze mnie pesymizm, ale od 16 należy jeszcze odjąć 3 na podróże (czasem 4) i zostaje 13 (ew. 12) - i jeszcze osiem na sen - zostaje 5 (ew. 4) i zazwyczaj wtedy już niewiele się chce (coś zjeść, ogłupić się TV, zamienić słów kilka)

Anonimowy pisze...

cudna puenta! aż sobie zapiszę :)

no, chyba, że mamuty by się nami znudziły i uciekłyby w siną dal, a nam pozostałoby tylko polowanie na siebie nawzajem ;)

ale zaraz zaraz... czyż nie to własnie nam teraz pozostało?